Wiosna 2022 roku zaczęła się z przytupem. Szykują się bowiem dwie bardzo ciekawe premiery, a wszystko wskazuje na to, że na zapowiedziach się nie skończy, a oba modele trafią w ręce modelarzy już w kwietniu. Dlatego pozwoliłem sobie napisać kilka zdań na temat tego, co nas czeka w najbliższych tygodniach. Przy okazji będzie o tym, co ostatnio pojawiło się na rynku.
Na początek prawdziwa bomba, bo wydanie nowego modelu zapowiedziała warszawska Arma Hobby. Tradycyjnie, samolot myśliwski z okresu II Wojny Światowej, ale pierwszy model samolotu z Ciemnej Strony Mocy, czyli państw Osi. Po obejrzeniu pierwszych zajawek w mediach społecznościowych producenta podobnie jak większość modelarzu podejrzewałem, że będzie to konstrukcja japońska. Idąc tropem Wildcata obstawiałem Zero, brałem też pod uwagę Hayabusę lub Raidena, ale okazało się, że wybór padł na uważany za jedną z najlepszych japońskich konstrukcji Ki-84 Hayate (Frank). O tej konstrukcji jakoś zapomniałem, więc zaskoczenie było kompletne.
Oczywiście zaskoczenie in plus, samolot o bardzo ładnej, eleganckiej sylwetce, znakomitych osiągach i ciekawej historii operacyjnej. Jak dołożymy do tego dużą ilość ciekawych wariantów malowania, o czym później, można się spodziewać bardzo atrakcyjnego produktu. Zaskoczenie nie minęło mi jak się zacząłem przyglądać projektowi boxartu. Ta stylistyka, sposób malowania, tego nie można pomylić z niczym innym. Tak, autorem obrazu zdobiącego pudełko nowego modelu Arma Hobby jest Pan Koike Shigeo, japoński mistrz znany głównie z boxartów robionych na zamówienie firmy Hasegawa. Także ten obraz miał początkowo trafić na jedno z pudełek z modelem Hasegawy, ale do tego nie doszło a finalnie Pan Koike udostępnił go warszawskiemu producentowi. Nie ma co, robi się ciekawie, może kiedyś doczekamy się modeli Hasegawy z informacją „Arma Hobby inside”?
W dorobku producenta ten model jest istotny także z tego powodu, że projektowanie wykonał drugi zespół projektantów. Szefem projektu był Zbigniew Malicki, zaś za 3D odpowiadał Maciej Wroński. Należy przypomnieć, że obaj Panowie pracowali przy projektach modeli żywicznych, co zaowocowało nagrodą Model Fana za zestaw F2F-1 w skali 1/48. Nad przebiegiem prac czuwał Marcin Ciepierski zaś konsultacje historyczne zapewnił Jarosław Jaworski. Czyli osoby doświadczone w tej branży.
Sam zestaw to powrót producenta do koncepcji modeli „jednoramkowych”. Na niej zaś znajduje się 67 elementów, umożliwiających wykonanie wszystkich wersji samolotu. Do wyboru mamy też kilka różnych wariantów podwieszeń. Do tego ramka przezroczysta na której rozmieszczono 4 elementy. Filozofia Arma Hobby zakłada, iż model ma być przede wszystkim przyjazny dla modelarza i nie powinien generować problemów technologicznych. Tak właśnie wydaje się wyglądać Ki-84 Hayate. Oczywiście wyciąganie wniosków, czy model jest dobry czy zły na podstawie tylko i wyłącznie renderów 3D jest kompletnie pozbawione sensu, dlatego ja ograniczę się tylko do stwierdzenia, że wygląda to zachęcająco, ale zdanie wyrobię sobie dopiero kiedy zobaczę produkt finalny.
Jako pierwszy do sprzedaży trafi zestaw w standardzie Expert Set, więc będzie zawierać fot otrawioną blaszkę, maski do malowania oraz kalkomanię do sześciu schematów malowań. Blaszka jest niewielka, zawiera przewody instalacji silnika, pasy pilota oraz kilka drobnych detali. Natomiast kalkomania to już spory arkusik, zaś propozycje malowania dają sporą zagwozdkę, które z nich wybrać.
Do wyboru mamy zatem:
• Ki-84 Otsu (uzbrojony w 4 działka 20 mm), 104. Sentai, baza w Ota, Japonia, sierpień 1945 r.
• Ki-84 Ko o numerze seryjnym 1446, 2. Chutai 11. Sentai, Filipiny, przełom 1944/45 r.
• Ki-84 Ko, 10. Rensei Hikotai (10. Dywizjon Szkolenia Operacyjnego), porucznik Takata, Japonia, wiosna 1945 r.
• Ki-84 Ko, 3. Chutai 47. Sentai, formacja Obrony Japonii (Hondo Boei Butai), porucznik Itsuro Narimasu, Japonia, luty 1944 r.
• Ki-84 Ko, 57. Shimbu-tai, baza Mijokonojo na Kiusiu, Japonia, okres walk o Okinawę, maj 1945 r.
• Ki-84 Ko, 2. Yuso Hikotai (formacji dostarczającej samoloty do jednostek frontowych) w ramach Rikugun Koku Yuso (Dowództwa Formacji Dostawczych Lotnictwa Armii). Latem 1944 r. porucznik Shuho Yamana przeprowadził ten samolot z lotniska zakładów Nakajima w Ota do bazy w Sajgonie.
Jak widać jest w czym wybierać. Informacja o nowym modelu Arma Hobby wywołała spore poruszenie w modelarskim środowisku, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Tym razem były raczej pozytywne, poza jednym wyjątkiem, który zawsze uaktywnia się przy okazji premier nowych modeli tego producenta. Inne jest tylko miejsce akcji. Przebieg ten sam, jałowa dyskusja na forum, zaś wypowiedzi pomiędzy kiepskim kabaretem a błazenadą rodem z cyrku. To tak na marginesie. Warto w najbliższym czasie śledzić social media producenta, bo tradycyjnie pojawi się tam sporo informacji o nowym produkcie, który ma być dostępny już w kwietniu.
Skoro jesteśmy w temacie modeli Arma Hobby, warto się przyjrzeć także dwóm zestawom, które pojawiły się w sprzedaży całkiem niedawno. Są to oczywiście modele myśliwców F4F-4 Wildcat oraz P-51 B/C Mustang wydane w standardzie Model Kit.
Model: F4F-4 Wildcat ModelKit, Nr kat.: 70048
Skala: 1:72
Producent: Arma Hobby
Tworzywo: model wtryskowy
Malowanie: 2 x USA,
Model Wildcata składa się z kompletu ramek wtryskowych znanych z poprzednich wersji tego zestawu. Nie ma fototrawionej blaszki, masek do malowania, zaś kalkomania umożliwia wykonanie miniatury w jednym z dwóch wariantów malowania.
Są to:
- Grumman F4F-4 Wildcat, eskadra VMF-111, pilot: Sam Folsom, Samoa Zachodnia, wiosna 1943 r.
- Grumman F4F-4 Wildcat, eskadra VF-11 Sundowners, lotnisko Henderson Field, Guadalcanal 1943 r.
Zwłaszcza to drugie malowanie jest atrakcyjne, ponieważ po wojnie VF-11 przekształcił się VF-111 znanej z bardzo efektownych malowań Phantomów i Tomcatów.
Model: P-51 B/C Model Kt, Nr kat.: 70039
Skala: 1:72
Producent: Arma Hobby
Tworzywo: model wtryskowy
Malowanie: 1 x Wielka Brytania, 1 x Polska,
Nowy zestaw do budowy Mustanga, także nie zaskakuje niczym nowym, jeśli ktoś by oczekiwał jakiejś rewolucji co do części wtryskowych. Te same ramki, co w zestawie Expert Set. Dwie szare i jedna przezroczysta.
Ja natomiast nie mogłem sobie odmówić, żeby przyjrzeć się mojemu ulubionemu miejscu w tym modelu, czyli kultowym już zapadliskom pod kabiną na prawej burcie. Stało się tak jak przewidywałem. Formy dotarły się a „zapadliska” skurczyły. W moim egzemplarzu ma postać niewielkiego wgłębienia o wymiarach mniejszych niż główka od szpilki. Jej głębokość natomiast jest tak niewielka, że właściwie się do szpachlowania nie nadaje. Wystarczy przejechać ze dwa razy kostką ścierną i po problemie. Przypomnę tylko, że pierwszy nakład Mustanga w standardzie Expert Set jest dawno wyprzedany. Czuję, że za jakiś czas modele z tego wypustu będą bardzo poszukiwane przez kolekcjonerów zestawów, właśnie z powodu tych drobnych wad technologicznych, które w pewien sposób też przyczyniły się do wielkiego sukcesu tego zestawu. W końcu z tego śmiała się cała modelarska Polska.
Jak już uporaliśmy się zapadliskami warto przyjrzeć się temu, co jest w pudełku poza ramkami. Kalkomania, całkiem pokaźny arkusz, jak na dwa malowania które proponuje. Obydwie propozycje bardzo znane, można powiedzieć kultowe i bliskie sercu każdemu fanowi Mustanga, zwłaszcza w Polsce:
• North American P-51C-1-NT Mustang III, 42-103532, FB382/PK-G, 315 Dywizjon PSP, pilot: S/Ldr Eugeniusz Horbaczewski, Coolham, czerwiec 1944 r.
• North American P-51C-1-NT Mustang III, 42-103258, FB328/GA-S, 112 Squadron RAF, lotnisko Lesi (Włochy), lipiec-listopad 1944 r.
Okazuje się, że dwa warianty do wyboru mogą stanowić spory problem.
Wiadomo nie od dziś, że większość modelarzy powinna mieć dobrą dokumentację. Na szczęście żyjemy w czasach, że dobra dokumentacja jest na wyciągnięcie ręki. Oczywiście dotyczy to tak popularnych tematów jak Mustang. Mamy zatem opasłe tomiska pełne cennych informacji, ale także opracowania w postaci poręcznych broszur, które dzięki wyłowieniu tego, co najważniejsze mogą być nieocenioną pomocą przy budowie modelu.
Autor Ilustratorzy ISBN Data wydania Seria Nr katalogowy Kategoria Format Cena |
Zbigniew Kolacha Zbigniew Kolacha, Dariusz Karnas 978-83-66549-80-7 2022-02-22 SINGLE Single 41 Nowe A4 pb, 24 stron (6 w kolorze) 35.00 PLN |
Taką właśnie publikacją jest 41-szy zeszyt popularnej serii Single wydanej nakładem Wydawnictwa Stratus. Nie jest to pierwsza pozycja tej serii poświęcona Mustangowi, bowiem 35-ty zeszyt serii dotykał zagadnienia osobistego samolotu Stanisława Skalskiego. Obydwa opracowania przygotował ten sam zespół autorów, czyli Dariusz Kardas i Zbigniew Kolacha. Tym razem możemy natomiast przyjrzeć się niemniej znanemu egzemplarzowi Mustanga, jakim jest P-51B-10-NA Lt Col Johna Meyera.
Układ i koncepcja broszury jest identyczna, jak poprzednie numery. Zaczynamy od kompletu planów modelarskich opracowanych w skalach 1/72 i 1/48. Oczywiście plany te uwzględniają różnice pomiędzy oboma egzemplarzami, nie są powielone z poprzedniego numeru. Najbardziej istotna z różnic to oczywiście osłona kabiny, tu mamy oryginalną, amerykańską.
Kolejna część to zdjęcia oraz przedruki z dokumentacji fabrycznej. Te ostatnie są identyczne, jak w przypadku opracowania poświęconego Mustangowi Stanisława Skalskiego, bo przecież nic innego nie można tu wymyśleć. Zdjęcia archiwalne ukazują zarówno samolot Johna C. Meyera ale także inne egzemplarze wyposażone w amerykański model osłony kabiny. Ciekawe są zwłaszcza zdjęcia z okresu Lądowania w Normandii. Umieszczono je tam nie bez powodu.
Samolot Johna C. Meyera utracono właśnie nad Normandią w dniu 7 czerwca 1944 r. Samolotu tego dnie nie pilotował John C. Meyer, ale Lt Clifford P. Garney. Co ciekawe, samolot nie miał wymalowanych pasów inwazyjnych.
Jeśli ktoś chce podczas budowy modelu „garbatego” Mustanga mieć pod ręką kompendium wiedzy o tych samolotach opracowane w sposób wręcz kompaktowy, ta właśnie publikacja jest świetnym pomysłem.
Skoro zaś padł temat Lądowania w Normandii, gratka szykuje się dla mikromodelarzy okrętowych. Jest nią zapowiadano dość dawno przez firmę AJM Models opracowana w skali 1/700 miniatura brytyjskiego krążownika lekkiego HMS „Emerald”. Brał on udział w tej operacji jako jednostka wsparcia. Co prawda zestaw będzie zawierał schemat kamuflażu na 1943 r. ale dociekliwi modelarze z pewnością będą mogli dokonać stosownych korekt w malowaniu. Z pewnych przyczyn projekt uległ opóźnieniu, ale obecnie wszedł w końcową fazę opracowywania. Ponieważ mi w udziale przypadło wykonanie modelu testowego, mogę podzielić się garścią informacji, jak będzie wyglądał zestaw, a będzie wyglądał imponująco.
Jak widać na powyższym zdjęciu ukazującym podstawowe elementy żywiczne i fototrawione, model będzie miał dość spore wymiary jak na, tę skalę. Gabaryty kadłuba są porównywalne z krążownikiem liniowym HMS „Invincible” z okresu I Wojny Światowej.
Na powyższych zdjęciach widać, iż detali żywicznych jest całkiem sporo i muszę przyznać, że ogarniecie tego wszystkiego, mając do dyspozycji jedynie w części opracowaną instrukcję oraz zdjęcia oryginału, jest sporym wyzwaniem, ale daję radę. Zwracam też uwagę, że mam do dyspozycji totalna surówkę, więc jeżeli ktoś dopatrzy jakiś skaz na detalach żywicznych, niech nie wpada w panikę, to wszystko powinno zostać poprawione, kiedy model trafi do produkcji.
Dotyczy to także blaszki fot otrawionej, a właściwie blachy, bo jest ona naprawdę sporych rozmiarów. W przypadku żywicznych modeli okrętów jest to norma, jedna duża blaszka, lub kilka mniejszych. W przypadku „Emaralda” mamy dużą blachę z detalami okrętu, mniejsze z detali armat artylerii głównej oraz wodnosamolotu. Także i docelowa blacha będzie się różnić od tego co finalnie znajdzie się w gotowym produkcie. Kilka rzeczy zostanie poprawionych, skorygowanych, tak żeby gotowy produkt był możliwie najlepszej jakości.
Obecnie miniatura krążownika HMS „Emerald” jest już na moim warsztacie. Z zadowoleniem stwierdzam, że wszystkie klocki tej układanki dobrze pasują do siebie, a ja już mogę się cieszyć kolejną klasyczną brytyjską sylwetą. Pełną relację z budowy oczywiście opublikuję niebawem. Model ten też powinien być dostępny w kwietniu, oczywiście o ile oblatywacz nie będzie się obijał.
Wiosna zatem zapowiada się szalenie interesująca, a trzeba pamiętać, że jest to tylko cześć nowych propozycji naszych producentów i wydawców. Żyjemy w takich czasach, że każdy ma niemal na wyciągnięcie ręki wszystko, co jest potrzebne w uprawianiu takiego hobby jak modelarstwo. Doceńmy to, że jeszcze mamy taką możliwość, bo doświadczenia ostatnich dni pokazują, że wielu modelarzy taką możliwość właśnie straciło. Niektórzy na zawsze…
Dziękuję firmom Arma Hobby, AJM Models oraz Wydawnictwu Stratus za przekazanie modeli oraz publikacji na potrzeby niniejszego opracowania
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski