Samolot myśliwski FM-2 Wildcat - 1/72 - Arma Hobby

 

Model:
•    Grumman FM-2 Wildcat, Arma Hobby, Expert Set No. 70031
Kleje:
•    Tamiya Extra Thin, Revell,
•    cyjanoakrylowe
Farby:
•    Hataka
•    Bilmodelmaker
•    Vallejo
•    Italeri
Chemia modelarska:
•    Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter
•    Wasch Vallejo
•    Suche pigmenty Talen, Vallejo


Przystępując do budowy mojego modelu FM-2 miałem już w głowie pewną koncepcję. Nie chciałem bowiem, aby było to tylko powielenie tego, co przewidział producent, ale chciałem też przekonać się jak ten zestaw będzie reagował na ingerencję modelarza i zamiany w stosunku do zamierzeń autora projektu modelu. Wiedziałem też jakie będę robił malowanie, ale o tym później.

Założyłem, że model powstanie z pewnymi zmianami. Postanowiłem wykonać lotki jako wychylone, klapy w pozycji otwartej oraz dodać co nieco w luku podwozia głównego. Ponieważ w chwili w której przystępowałem do budowy nie było żadnych zestawów do waloryzacji, poza tablicą z Yahu, którą akurat nie dysponowałem, musiałem wykazać się własną inwencją.

Zacząłem od lotek i klap. Po pierwsze wyciąłem je z górnych i dolnych połówek skrzydeł. Lotki zostały sklejone i obrobione, ja zaś zająłem się klapami. Po pierwsze odchudziłem je, tak, żeby trzymały skalę. Następnie w ruch poszedł cienki hips z którego przy pomocy nożyka i linijki nawycinałem sobie cienkich pasków i wąskich, podłużnych trójkątów. Za ich pomocą odtworzyłem wewnętrzną konstrukcję klap. Do klejenia używałem kleju penetrującego, który daje mocną i trwałą spoinę. Wiem, wyszło to trochę koślawo, ale to pierwsza taka próba. Ważne jest to, że przekonałem się, że takie klapy okazały się w miarę proste do wykonania, mi wystarczył jeden wieczór, i są znacznie bardziej trwałe i odporne na uszkodzenia niż klapy fototrawione. Następnie skleiłem w całość skrzydła, wkleiłem na swoje miejsce lotki, zaś konstrukcję wnęk klap zabudowałem w identyczny sposób jak same klapy.

Mogłem zająć się kadłubem. Jak zaznaczyłem wcześniej postanowiłem dodać trochę detali, a konkretnie ramę silnika, jego tylna część i jakiś żółty zbiornik nie wiem czego, ale widoczny dość dobrze od spodu. Zacząłem od sklejenia w całość konstrukcji podwozia oraz wręgi pomiędzy silnikiem a kabiną. Instrukcja zakładała montaż podwozia po sklejeniu i pomalowaniu kadłuba, ja jednak postanowiłem wykorzystać patent Kolegów z KPM-u i skleić oba podzespoły w całość już na tym etapie budowy. Dzięki temu mogłem wykonać ramę silnika, przewody hamulcowy oraz tajemniczy żółty zbiornik. Wykorzystałem do tego celu to, co znalazłem w mojej modelarskiej rupieciarni, czyli polistyrenowe pręty, drut różnej grubości, resztki żywicy. Wszystko może się kiedyś przydać. Z takich resztek powstało coś, co miało imitować tylną część silnika. Dokleiłem to coś do tylnej części ściany ogniowej, zaś z przodu umieściłem makietę silnika. Nie przyklejałem jeszcze rozety z popychaczami. W między czasie zamontowałem także osłonę silnika.

Jeśli chodzi o kokpit, to został on sklejony zgodnie z instrukcją, po kilku przymiarkach na sucho w kadłubie, doszedłem do wniosku, że byłaby to tylko sztuka dla sztuki, a po pomalowaniu i zmontowaniu w całość nic i tak by nie było widać. Jedynie w luku podwozia zaimitowałem kilka szczegółów konstrukcji kadłuba.

Wnętrze modelu zostało następnie pomalowane. Tym razem jako kolorów podstawowych, użyłem lakierów HATAKA Orange Line, które dobrałem na podstawie instrukcji. Wszelkie drobiazgi pomalowałem już pędzelkiem farbami akrylowymi. Następnie w kokpicie zaaplikowałem wszystkie przewidziane do tego kalki, a było ich dość sporo. Muszę stwierdzić, że to bardzo dobry pomysł, zaś w wykonaniu Techmodu wyszło to genialnie. Zwłaszcza tablica przyrządów i pasy. Nawet nie musiałem ich dokładnie wycinać, nadmiar filmu pięknie wchłonął się po zaaplikowaniu płynu do kalek. Wszystkie „wnętrzności” zamontowałem w prawą burtę kadłuba.

Został on następnie sklejony w całość. Obrobiłem miejsca łączenia, kilka ubytków wypełniłem klejem cyjanoakrylowym i po raz kolejny obrobiłem, odtworzyłem też linie podziału blach. Następnie miejsca łączenia wypolerowałem. Kadłub był idealnie spasowany, szpachlowanie w dosłownym tego słowa znaczeniu nie było potrzebne. Mogłem dokleić usterzenie poziome jak i pionowe.

Także skrzydła okazały się idealnie spasowane z kadłubem. Wystarczyło włożyć je w jarzma w kadłubie, zaaplikować klej penetrujący i ustawić pod odpowiednim kątem. Można już było mieć namiastkę 3D tego jakże sympatycznego samolotu.

Mogłem się zatem zabrać za malowanie. Wybrałem tytułowe malowanie zestawu czyli B6,  z eskadry VC-10, z lotniskowca CVE-73 USS „Gambier Bay”, ppor pil. Josepha Dennisa Mc Graw. Tematyka bitwy koło wyspy Samar podobała mi się już wcześniej, zaś na budowę czeka Avenger kmdr. Huxtable’a, dowódcy grupy powietrznej z tego okrętu. Po głowie chodzi mi też budowa modelu lotniskowca USS „Gambir Bay” w skali 1/700, ale to pieśń przyszłości. Zacząłem od naniesienia białego marmurka, potem czarnego preshadingu. Całkiem nieźle to wyglądało i pewnie sprawdziłoby się, gdyby nie dobór malowania, gdzie jedynym kolorem był Dark Sea Blue, który dokładnie pokrył cały mój napad modelarskiego artyzmu. Przy takich kamuflażach to jednak nie tędy droga, znacznie lepiej sprawdziło się dodanie nieco białej farby do koloru bazowego i rozjaśnienie nim poszczególnych paneli modelu.

Kiedy uznałem, że uzyskany efekt mnie satysfakcjonuje, przestałem maltretować aerograf i kompresor, wykonałem niezbędne poprawki i złożyłem miniaturę w całość. Pewne zdziwienie może wzbudzić dobór podwieszeń, czyli pojedynczy zbiornik paliwa i puste pylony pod niekierowane pociski rakietowe. Chciałem po prostu, żeby mój model wyglądał tak, jak kiedy ppor. Mc Graw opuszczał USS „Gambir Bay”. Po prostu tyle zdążyli podwiesić, kiedy wokół okrętu zaczęły latać japońskie pociski.

Zanim nakleiłem kalkomanie, zagruntowałem model konkretną warstwą Sidoluxu, unikając w ten sposób efektu srebrzenia. Techmod po raz kolejny udowodnił, że robi doskonałą robotę dla naszych czołowych producentów modeli, kalki pięknie wniknęły w fakturę modelu, nie wiem czy to zasługa płynu, czy ich doskonałej jakości. Po ich wyschnięciu na model naniosłem kolejną warstwę Sidoluxu, w celu zabezpieczenia kalkomanii. Na sam koniec pozostało ki wykonanie anteny, lamp pozycyjnych i śladów eksploatacji – drobnych odprysków lakieru i okopceń rur wydechowych i luf kamów.

Sklejony model prezentuje się bardzo efektownie. Co najważniejsze, jest kompletnie niekłopotliwy w montażu. Zaprojektowany w przemyślany sposób i co ważne doskonale spasowany. Ekipie z Arma Hobby po raz kolejny należą się wielkie gratulacje i słowa uznania. Po raz kolejny udowodnili, że potrafią robić modele najwyższej jakości. Wielkie brawa należą się projektantowi modelu, Marcinowi Ciepierskiemu, ale to przecież specjalista od amerykańskiego lotnictwa pokładowego. No ale nie będziemy zbytnio kadzić, bo nam Kolega zgłupieje ze szczęścia, a poszerzanie oferty Arma Hobby jest naszym dobrem narodowym;) Na sam koniec lista próśb i wniosków. Ogranicza się tylko do jednego, żeby pojawiło się więcej samolotów US Navy. Temat bardzo wdzięczny, niezależnie od okresu historycznego, a Arma Hobby ma o tych maszynach pojęcie jak nikt inny. Sam chętnie skleiłbym tak opracowanego Devastatora…

 

Podziękowania dla Arma Hobby  za udostępnienie modelu na potrzeby relacji.
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski

Partnerzy

         

Kluby modelarskie

 

 
       
                 
                 

 

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd