Model:
• Model: De Havilland D.H.4 Puma, Grand Models (ex. Pegasus), Nr kat.: PGM-72001
Kleje:
• Tamiya Extra Thin, Revell,
• cyjanoakrylowe
Farby:
• Bilmodelmakers
• akrylowe - różne
Chemia modelarska:
• Surfacer 1000, Tamiya
• Plastic Putty, Vallejo,
• Nić modelarska USHI,
• Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter
• Płyn do zmiękczania kalkomanii "3" Bilmodelmakers
• Wash Black Tamiya,
• Wash Lavado Sepia, Vallejo,
• Matt verniks Vallejo
Ponieważ na moim warsztacie dawno nie pojawił się żaden „szmatopłat” postanowiłem nieco uzupełnić i to zagadnienie a przy okazji kontynuować jakiś czas temu rozpoczęty cykl moich przemyśleń na temat modeli takich właśnie samolotów. Tym razem chcę jednak poruszyć zagadnienie odpowiedniego nastawienia do pracy nad modelem. Wbrew pozorom jest ono ważne i w dużej mierze jest odpowiedzialne za to, czy odniesiemy sukces czy spektakularną porażkę. Budowa modelu samolotu bombowego D.H.4 Puma jest ku temu znakomitą okazją.
Dlaczego? Są bowiem zestawy, których szanujący się modelarze nie tkną kijem i przez szmatę. Po prostu, może się zdarzyć, że staniemy przed koniecznością dopasowania z sobą dwóch elementów, które z sobą nie pasują, lub o zgrozo, zrobić coś we własnym zakresie. Szanujący się modelarz taki właśnie zestaw obrzuci taki zestaw, choćby nie wiem jakby był rzadki i atrakcyjny pełnym pogardy wzrokiem, obrzuci obelgami w Internecie i będzie cierpliwie czekał, aż lepszy zestaw z tym modelem wypuści Tamiya. Swoją drogą ciekaw jestem jak idzie czekanie na tamijowską P.11c czy Łosia? Jeżeli natomiast ktoś tak, jak ja nie jest szanującym się modelarzem tylko niepoprawnym entuzjastą modeli zarówno tych z pięknych zestawów wydawanych obecnie, ale także tych starszych ocierających się prawie o vintage, dla niego jest ten właśnie tekst, przygotowany przez takiego samego modelarskiego niepoprawnego optymistę. Odpowiednie nastawienie i odpowiednie założenia będą w stanie sprawić, że poradzimy sobie z najbardziej topornym na pierwszy rzut oka zestawem. Takim właśnie jest miniatura wspomnianego już D.H.4 Puma w podziałce 1/72. Wydana w latach 90-tych ubiegłego stulecia przez brytyjską firmę Pegasus w technologii short – run. W tamtych czasach ta technologia dopiero raczkowała i nawet najlepiej opracowany zestaw nie wyglądał zachęcająco. Dość toporne wypraski z podstawowymi elementami modeli oraz detale w postaci odlewów z tzw. „białego metalu”. Tu właśnie pojawiało się zagadnienie nastawienia do zestawu. Temat ciekawy, oryginalny, ale czy dam radę? Tak jak najbardziej, jeżeli odrzucę oczekiwania jakości Tamiyi czy Arma Hobby, przyjmę założenia, że nie będzie to model, który skleję szybko, sporo zrobię ze własnym zakresie i każdemu elementowi poświęcę trochę czasu. Wtedy na pewno się uda. Tylko nic na siłę.
![]() |
![]() |
Samoloty D.H.4 Puma w barwach lotnictwa morskiego Grecji (Domena publiczna)
Model D.H.4 Puma wznowiła swego czasu firma Grand Models z Grecji, miałem okazję ten zestaw recenzować, teraz przyszła kolej zmierzyć się z wyzwaniem jego sklejenia. Ponieważ lubię trochę wiedzieć na temat konkretnych samolotów jakich modele znajdują się na moim warsztacie tak było i tym razem. D.H.4 największą karierę zrobił w USA jako samolot pocztowy, Trafił tam nawet na znaczek, zaś w lotnictwie greckim służyło ich stosunkowo niewiele. Ponieważ swój model miałem zamiar wykonać właśnie w greckim malowaniu (początkowo forma kurtuazji wobec producenta) zacząłem szukać informacji na temat greckich D.H.4 Puma. Nie było tego zbyt dużo i były to informacje lakoniczne, ale okazało się, że samoloty D.H.4 Puma były dwa (N9477 i N6399) i oba służyły w greckim lotnictwie morskim w latach 1919 -1922. Analogia do naszych Albatrosów B.II w Bazie Lotnictwa Morskiego w Pucku nasuwała się sama, co dodało budowie modelu jeszcze większej atrakcyjności a sam utwierdziłem się słuszności dokonanego wyboru. Trafiłem też na dwa zdjęcia, które prezentuję powyżej. Na jednym zdjęciu widać samolot z śmigłem czterołopatowym na drugim z dwułopatowym. Nie byłem natomiast w stanie ustalić, który egzemplarz miał jakie śmigło, więc zdecydowałem się na montaż śmigła czterołopatowego i dobór numerów na chybił trafił. Kolejnej habilitacji z tego zagadnienia nie pisałem.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Budowę modelu rozpocząłem od oczyszczenia z nadlewek podstawowych elementów modelu, co mocno wystawiało na próbę moją cierpliwość. Przyznam, że kilka razy pakowałem zestaw z powrotem do pudełka i wracałem do niego po pewnym czasie. Samą budowę zacząłem od wnętrza kadłuba. Wykorzystałem to, co było w zestawie, bardzo podobał mi się fotel pilota odlany z metalu, dołożyłem też trochę od siebie na przykład magazynki do karabinu, wzorując się na zestawie Rodena w skali 1/48. Co ciekawe, wspomniane magazynki pochodziły z zestawu Hit-Kit! Wiadomo, że niektóre detale takie jak na przykład zbiornik paliwa musiałem wykonać, ale doskonale z tego zdawałem sobie sprawę, że będę musiał to zrobić, biorąc ten zestaw na warsztat. Zdawałem sobie też sprawę, że większość elementów będzie wymagała dopasowania, tak na przykład było z fototrawionymi tablicami przyrządów, które okazały się nieco za szerokie. Z tego także zdawałem sobie sprawę, przystępując do pracy.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Malowanie wnętrza odbyło się bez jakiś większych komplikacji. Stosowałem metody opisywane w poprzednich częściach. Grnad Models w swoich fototrawionych tablicach wykonał imitacje zegarów w postaci zaznaczonych w odpowiednich miejscach kółek. Nie było w nich otworów w które należałoby wkleić kliszę lub podkleić kalkomanią. Ponieważ jak większość modelarzy miałem w swoim magazynku rzeczy przydatnych kalkomanie z traczami zegarów, które pozostały mi po innych modelach w skali 1/72, postanowiłem z nich skorzystać. Tarcze zegarów na blaszkach pomalowałem na czarno, a po wyschnięciu farby nakleiłem kalki. Musiałem co prawda żyletką wyciąć pojedyncze tarcze, ale było warto, bo efekt był całkiem, całkiem. Efekt poprawiły także fototrawione pasy dostarczone przez producenta.
![]() |
![]() |
Montaż wyposażenia kokpitu zacząłem od wklejenia w burty kadłuba fototrawionych kratownic, a następnie podłogę wraz z wyposażeniem wkleiłem w lewą połówkę kadłuba. Obyło się to w miarę bezstresowo tylko dlatego, ze wcześniej sporo uwagi poświęciłem wzajemnemu spasowaniu poszczególnych elementów.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Sklejenie w całość kadłuba to zawsze jedna z trudniejszych operacji, nawet przy dobrze spasowanych współczesnych zestawach. Do klejenia kadłuba mojego D.H.4 użyłem kleju cyjanoakrylowego, który posłużył mi także za szpachlówkę. Już na etapie obróbki i sapsowywania poszczególnych detali odciąłem silnikową cześć kadłuba, żeby potem zastąpić ją żywiczną, znaczenie lepiej opracowaną prze Grand Models. Kadłub kleiłem w ten sposób, że najpierw punktowo połączyłem go w newralgicznych miejscach a dopiero potem zalałem klejem miejsca łączenia. Taka metoda jest szeroko stosowana przez wielu modelarzy także przy klejeniu modeli z zestawów opracowanych współcześnie, zaś przy wiekowych short runach czy modelach żywicznych to norma. O tym także trzeba pamiętać. Ponieważ D.H.4 jak większość samolotów z tego okresu miał kadłub o kwadratowym przekroju. Postanowiłem nieco ułatwić sobie obróbkę miejsc łączenia. Po wstępnym obrobieniu kadłuba w jego górnej i dolnej części nakleiłem na nie odpowiednio przycięte kawałki cienkiego hipsu, po wyschnięciu kleju nadmiar tworzywa odciąłem żyletką. Do obróbki pozostały mi krawędzie, co było oczywiście mniej kłopotliwe, niż obrabianie całych powierzchni. Z doklejeniem podwozia oraz usterzenia nie było najmniejszego problemu, po obróbce pasowały niemal idealnie., podobnie jak dolna część osłony silnika. Do niej dołożyłem imitację łoża. Obróbki wymagał także zagłówek. Zeszlifowałem go nieco na płasko, dokleiłem klin z nieco grubszego hipsu, zalałem klejem cyjanokatylowym a po wyschnięciu obrobiłem pilnikami i kostkami ściernymi. Wymiany natomiast wymagały imitacje skórzanych obszyć przy obu kabinach. Zeszlifowałem to, co było w modelu i w te miejsca wkleiłem odpowiednio uformowane kawałki cynowego drutu. Dzięki temu ten fragment kadłuba prezentował się znacznie lepiej, lecz to nie był jeszcze koniec prac w tym miejscu.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Zanim to jednak nastąpiło zabrałem się za górny i dolny płat. Po obróbce z nadlewek i innych skaz produkcyjnych leżały przede mną całkiem ładne elementy o bardzo ładnie i subtelnie odtworzonej fakturze powierzchni krytej płótnem. Naprawdę niewiele brakowało im do tych robionych obecnie. Lotki zrobiłem jako wychylone, co nie wymagało nie tyle specjalnych umiejętności ale ostrożności i delikatności. Z kawałków cienkiego hipsu zrobiłem imitacje okuć napędów lotek, coś czego ewidentnie zbrakło na fot otrawionej blaszce. Na tym etpaie prac należało także przygotować otwory pod naciągi. Z uwagi na skalę, wykorzystałem metodę starą jak świat metodę opisaną przez Krzysia Wagnera w jego kultowej już książce „Budowa plastikowych modeli samolotów”. Niecą ja modyfikowałem bo otwory na wylot przewierciłem jedynie w dolnym płacie, zaś w dolnych powierzchniach górnego płata jedynie je nawierciłem. Dzięki temu do szpachlowania i podmalowywania mamy jedynie otwory w dolnym płacie. Górny płat złożyłem w całość, zaś lewą i prawą część dolnego przykleiłem do kadłuba. Podobne zabiegi zrobiłem w klejonym uprzednio usterzeniem. Podczas dalszych prac okazało się, że łączenie połówek dolnego płata z kadłubem było za słabe, po prostu się odłamały. Obrobiłem zatem na nowo powierzchnie łączenia, w odpowiednich miejscach nawierciłem otwory i wkleiłem w nie kawałki drutu, co wydatnie wzmocniło całą konstrukcję. Na zdjęciach widać założoną na przednią część kadłuba chłodnicę i silnik. Ponieważ Grand Models przewidziało dwie opcje – z pełną makietą silnika, zresztą bardzo ładnie wykonaną i z jej widocznym fragmentem, postanowiłem skorzystać z pierwszej opcji.
![]() |
![]() |
Po uporaniu się z płatami wkleiłem w kadłub wsporniki baldachimu, ustawiłem model kołami do góry wkładając górne końcówki zastrzałów w uprzednio przygotowane otwory w górnym płacie i tak zostawiłem model do całkowitego zaschnięcia kleju. Nie miało w tym momencie żadnego znaczenia czy były to wsporniki z polistyrenowych profili, jak założył sobie Pegasus, czy też ich żywiczne odpowiedniki przewidziane przez Grand Models i czy używałem kleju cyjanoakrylowego czy do polistyrenu. Chodziło mi o to, aby wsporniki na sztywno przykleiły się w odpowiednim położeniu, gwarantującym prawidłowe przyklejenie górnego płata, w późniejszym etapie prac. Przy okazji dołożyłem trochę detali, które podpatrzyłem na zdjęciach z epoki. Do tego celu wykorzystałem niewykorzystane detale fototrawione z innych modeli oraz kawałki hipsu, cyny i temu podobne rzeczy. Z odlanych z „białego metalu” prądnic odciąłem wiatraczki i wkleiłem je na swoje miejsca pomiędzy kabinami załogi. Zamierzałem wykorzystać, te z dołączonej do zestawu fot otrawionej blaszki.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Wspominałem, że firma Grand Models wyposażyła zestaw w bardzo ładnie wykonaną makietę silnika Puma. Żywiczny odlew naprawdę ładnie się prezentuje, widać sporo detali i szkoda go nie wykorzystać. Ponieważ w inetencie natrafiłem na kilka zdjęć prawdziwego silnika, w oparciu o nie dołożyłem jeszcze nieco detali oraz kabli, co sprawiło mi sporo radochy i utwierdziło, że warto osłonę silnika pozostawić w pozycji otwartej. Równolegle s silnikiem powstało także uzbrojenie, nieco zmodyfikowałem także pałąk obrotnicy tylnego karabinu maszynowego, ani oryginalny metalowy, ani żywiczny nie spełniał moich oczekiwań, więc poradziłem sobie sam. Korciło mnie także, aby oryginalne karabiny zastąpić współczesnymi artefaktami, jakimiś wydrukami 3D. Ostatecznie stwierdziłem, że odlewane z „białego metalu” klasyki mają swój klimat. Ostatecznie one zostały zamontowane w modelu, czekało mnie wpierw nieco więcej pracy z pilnikami. W końcu wiedziałem na co się porywam.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Malowanie przebiegało w identyczny sposób, jak w przypadku moich poprzednich modeli samolotów produkcji brytyjskiej z okresu Wielkiej Wojny, czyli S.E5a oraz Bristola F.2b. Nie ma sensu by ją ponownie opisywać, warto tylko zwrócić uwagę na jedną rzecz, mianowicie dobór odpowiednich kolorów. Ja po raz kolejny wykorzystałem lakiery firmy Bilmodelmakers z Gdyni. Lecz nie chodzi tu o producenta, ale samą kolorystykę. Zgodnie z instrukcją, podstawowym kolorem greckich D.H.4 był Olive Drab 66 – to jest najprostsza wskazówka dla modelarzy, w którym mamy iść kierunku. To taka uwaga dla wszystkich ze wskazaniem dla mniej doświadczonych. Jeżeli zatem chcemy odtworzyć kolorystykę w sposób jak najbardziej wierny musimy sięgnąć do źródeł historycznych. Greckie D.H.4 były poprzednio używane przez Brytyjczyków w Azji Mniejszej i nic nie wskazuje na to, aby nosiły jakieś specyficzne malowanie., na co wskazują wszystkie zdjęcia archiwalne. Wszystkie dwa, zamieszczone na wstępie. Zatem w tym wypadku należy zastosować typową kolorystykę dla brytyjskich samolotów z tego okresu, z uwzględnieniem śladów eskpolatacyjnych, zużycia czy płowienia powłoki lakierniczej. Ani więcej ani mniej. Na pewno złym pomysłem jest tworzenie jakiś własnych teorii dotyczącej kolorystyki danego samolotu, jeśli dysponujemy tak szczupłym materiałem ikonograficznym. Ostatnio oglądałem w jednym z pism modelarskich relację z budowy polskiego S.E.5a gdzie przedstawiono obszerny wywód dotyczący doboru kolorów. Znane jest jedno zdjęcie tego właśnie egzemplarza samolotu, więc próba uwiarygodnienia pomalowania go kolorem przypominającym bardziej piaskowy niż oliwkowy, jest moim zdaniem mocno dyskusyjna. Dlatego odradzam takie eksperymenty. Swoją miniaturę pomalowałem kolorami takimi, jakimi powinny być malowane samoloty brytyjskie, nieco rozjaśniłem poszczególne panele a także zaakcentowałem żebra i inne elementy konstrukcji płatów.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Na tym etapie prac pomalowałem także silnik z chłodnicą i śmigłem oraz uzbrojenie. Bomby uzupełniłem o stelaże wyrzutników, których konstrukcję podpatrzyłem w modelu Birstola F.2b.
![]() |
![]() |
Ostatnimi czynnościami przed złożeniem modelu w całość było pomalowania wnętrza komory silnika, skórzanych obić w kabinach załogi oraz doklejenie kilku drobiazgów takich jak wiatrochron, przedni karabin maszynowy czy wiatraczki prądnic.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Montaż górnego płata i rozpięcie naciągów było kolejnym etapem prac. Ponieważ używałem żywicznych zastrzałów a nie wykonanych z profili, cała operacja przypominała nieco klejenie modelu żywicznego niż wtryskowego. Na początek w górny płat wkleiłem wsporniki baldachimu, ułożyłem go „na plecach” i po upewnieniu się, że geometria jest zachowana odłożyłem do całkowitego zaschnięcia kleju. W przypadku modelu wtryskowego klejonego na klej do polistyrenu, zapewne odłożyłbym go na noc, tu mogłem wznowić prace po kilku godzinach. Wtedy wkleiłem zastrzały główne, najpierw pary wewnętrzne potem zewnętrzne i znowu odłożyłem do zaschnięcia kleju. Kiedy wszystko złapało na sztywno mogłem zabrać się za naciągi komory płata i usterzenia. Z uwagi na skalę używałem do tego celu gumo nitki USHI a nie nitek z damskich rajstop. Trudność polegała tu na tym, że końcówki nitki USHI nie można usztywnić klejem cyjakoakrylowym, co potem ułatwia przewlekanie jej przez otwory w płatach. Wklejanie końcówki nitki w otwór w górnym płacie i potem próby przewleczenia jej przez dolny płat zakończyły się sromotna klęską. Czerna nitka i ciemna powierzchnia modelu… po prostu nie dałem rady. Oderwałem wklejoną w ten sposób nitkę jako bezużyteczną i musiałem wymyślić inne rozwiązanie. Okazało się niezwykle proste. Trzeba było odwrócić model na plecy przewlec nitkę przez otwór w dolnym płacie a potem końcówkę wkleić w otwór w górnym płacie. Po zaschnięciu kleju lekko naciągnąć i wpuścić odrobinę kleju w otwór przez który przewlekliśmy nitkę. To co wystaje po zaschnięciu kleju można bez problemu odciąć świeżą żyletką. Warto przygotować sobie od razu kilka nitek i podzielić prace na etapy. Ja zrobiłem to tak, że najpierw przewlokłem i wkleiłem naciągi pomiędzy przednimi a tylnymi zastrzałami, potem pomiędzy przednimi zastrzałami a na końcu tylnymi. Coś takiego mocno przyspiesza prace, wszystkie naciągi w komorze płatów wyplotłem w jeden wieczór. Ważne jest też to aby nitek za mocno nie naciągać, łatwo się potem mogą zerwać. Naciągi pomiędzy wspornikami baldachimu i goleniami podwozia zrobiłem już z cienkich polistyrenowych prętów. Ten sposób szerzej opisałem przy okazji klejenia modelu Caudrona G.IV.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Teraz to już czekały mnie same przyjemności. Po pierwsze mogłem na swoich miejscach umieścić silnik z osprzętem i uzbrojeniem…
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
… nakleić kalkomanie i wykonać napędy sterów. Kalkomanie dołączone do zestawu należy dokładnie wyciąć, ponieważ film pokrywa całą powierzchnię arkusika. Model oczywiście zagruntowałem Sidoluksem, nie żałowałem także płynu do zmiękczania kalek. Niestety Mr. Setter nie dał rady we wszystkich miejscach, więc użyłem modelarskiej broni masowego rażenia czyli słynnej „3” Bilmodelmakers. Wbrew pozorom można go nakładać pędzelkiem, ale najpierw trzeba go mocno rozcieńczyć, tak w proporcji 5 do 1 albo i mocniej. Nakładamy niewielką ilość punktowo w miejsce gdzie kalkomania nam odstaje i zostawiamy do całkowitego zaschnięcia. Pod żadnym pozorem nic nie dociskamy, bo usuniemy i kalkę i farbę, a jak się postaramy to zrobimy dziurę w skrzydle. Napędy sterów wykonałem także z nitek USCHI. Na tym etapie wykonałem także imitacje śrub rzymskich. Są co prawda na blaszce ale jest ich za mało i są zbyt duże. Do wykonania tych imitacji wykorzystałem farbki akrylowe. Konkretnie gun metal. Kropelkę farbki wycisnąłem na paletę i odczekałem chwilę aż zacznie gęstnieć. Potem przy pomocy zaostrzonej wykałaczki umieszczałem kropelki farby w miejscach gdzie powinny znajdować się śruby. Tak wykonane śruby są widoczne a jednocześnie subtelne i trzymają skalę. Okucia na linkach sterowych wykonałem w identyczny sposób, tylko użyłem farbki w kolorze złotym.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Na samym końcu model pokryłem matowym werniksem i naniosłem ślady eksploatacji, co ograniczyło się do przykurzenia ziemistym pigmentem podwozia głównego oraz tylnej części kadłuba w rejonie płozy.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Model zatem był gotowy. Okazało się, że można go skleić i uzyskać całkiem zadowalający efekt. Jak zaznaczyłem powyżej musi być odpowiednie nastawienie – to nie Tamiya, to nie Arma Hobby czy IBG, gdzie wszystko pasuje, a modelarz dostaje wszystko co trzeb praktycznie pod nos i to na srebrnej tacy. Tu trzeba się trochę postarać, wymagać nie tylko od modelu ale i od siebie, wiele rzeczy przemyśleć i zrobić samemu. Kwestia czy warto? Tak i nie. Jeżeli mamy oryginalnego Pegasusa ale model samolotu popularnego wśród producentów takiego jak Camel, Albatros D.V czy Fokker Dr.I to nie, sklejmy jakiś współcześnie produkowany model np. Rodena czy Eduarda, zaś naszego Pegsusa traktujmy jako eksponat muzealny. Ja tak przynajmniej robię. Jeżeli jest to natomiast model samolotu, który nie doczekał się na nowo opracowanego zestawu, albo jak w przypadku mojej miniatury jest to współczesne wznowienie i to nieco podrasowane, to zdecydowanie tak. Warto sięgać po takie zestawy. Przy odpowiednim nastawianiu modelarza potrafią się pięknie odwdzięczyć.
Na zakończenie pytanko. Co mają wspólnego dwa modele widoczne na zdjęciu? Nowiutka, dopieszczona w każdym szczególe, współcześnie wydana Airacobra z Arma Hobby z ocierającym się niemal o kategorię vintage D.H.4 Puma z pamiętającego zeszłe stulecie short runa firmy Pegasus we wznowieniu Grand Models. Teoretycznie poza skalą nic. Oba modele budowałem niemal równocześnie. Po prostu jak musiałem odłożyć Cobrę zajmowałem się D.H.4. W obu przypadkach miałem wielką radochę z klejenia i satysfakcję z uzyskanego efektu. Gorąco polecam.
Dziękuję producentowi, firmie Grand Models za przekazanie modelu na potrzeby relacji,
Marcin „Marwaw” Wawrzynkowski