Model:
• P-51B/C Mustang, Arma Hobby, Expert Set No. 70038
Kleje:
• Tamiya Extra Thin, Revell,
• cyjanoakrylowe
Farby:
• Hataka
• Bilmodelmaker
• Vallejo
• Italeri
Chemia modelarska:
• Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter
• Płyn Tamiyia black
• Suche pigmenty Talen, Vallejo
Ja to już tak mam, taką dziwaczną przypadłość, że im bardziej model jest opluwany w Internecie z powodu jakiś drobnych niedociągnięć, które urastają do takiej rangi, że w najlepszym wypadku mogą wywołać skandal obyczajowo – dyplomatyczny, tym bardziej mam ochotę się za taki model zabrać. Tak było z Mustangiem z Arma Hobby. Byłem co prawda zajęty przy innym projekcie, ale zbliżały się Święta, oczywiście potrzebowałem jakiegoś modelu na szybko, na prezent, zaś dzięki uprzejmości producenta dysponowałem zapasowym kompletem wyprasek. A więc tym razem nowy model Mustanga wystąpił w roli przeszkadzacza.
Dobrze się stało, bo Mustang na moim warsztacie wylądował w niedzielę, 19- tego grudnia. Wtedy to już od dwóch dni na jednym z forów rozpętała się gorąca dyskusja na temat tego, jaki to zły model a Arma jaki to wstrętny producent, czyli kroiło się na ciekawy eksperyment socjotechniczny. Czy ja skleję wcześniej model, czy też wcześniej temat na forum umrze jakąś śmiercią – gwałtowną lub naturalną. Ja po każdej sesji z modelem zapoznawałem się z dyskusją na forum, dzięki temu byłem na bieżąco i mogłem kontrolować postęp własnych prac.
Założyłem, że model powstanie tylko z samych wyprasek, maski i blaszkę postanowiłem zachować na inną okazję, waloryzacja minimalna w postaci pasów w kokpicie i kilku przewodów w luku podwozia. Montaż poszczególnych podzespołów nie przysporzył mi praktycznie żadnych problemów, wszystko było idealnie spasowane. Nie tracąc czasu pomalowałem wnętrze, przy czym niektóre podzespoły takie jak fotel, zbiornik ze stelażem oraz wyposażenie radio malowałem osobno.
Bardzo fajnym rozwiązaniem są kalkomanie do użycia w kokpicie. To nie tylko tablica przyrządów, ale także całkiem sporo drobnych kalek imitujących różnego rodzaju tabliczki znamionowe, podziałki itp. Przyklejenie tego wszystkiego wymaga precyzji i skupienia, ale końcowy efekt wart jest wysiłku. Pasy to także kalkomanie, ale podkleiłem je najpierw cienkim papierem.
Z zamocowaniem wnętrza w burtę kadłuba miałem nieco problemu. Podłoga z osprzętem siadała na swoim miejscu idealnie, ale moduł tablicy przyrządów oraz chłodnicy jakoś nie chciały wskoczyć na swoje miejsca, musiałem się nico pogimnastykować, ale dałem w końcu radę. Chciałbym być tutaj dobrze zrozumiany, tu wcale nie musiał być winien zestaw, ale modelarz mógł czegoś nie dopatrzeć. Kilka osób z mojego otoczenia klei ten model i w tym miejscu problemów nie było.
W każdym razie model został złożony w całość. Operacja odbyła się w sposób bezproblemowy, w tym miejscu wielkie brawa dla projektanta zestawu i wykonawcy form. Wszystko było spasowane idealnie, szpachla w postaci niewielkich ilości kleju cyjanoakrylowego potrzebna była tylko do wypełnienia miejsc łączenia z sobą połówek kadłuba.
Warto też przyjrzeć się przyczynie całej histerii na temat Mustanga. Powodem były tak zwane „ZAPADLISKA” na prawej burcie na wysokości kokpitu. Zresztą dowiedziałem się o nich z Internetu a potem uzbrojony w lupę starałem się znaleźć je w moim zestawie. No coś tam było, przejechałem kostką ścierną, wypolerowałem i praktycznie znikło. Dyskusja na forum trwała dalej, a ja przygotowałem miniaturę do malowania. Po pokryciu modelu podkładem z Tamiyi powierzchnia burty stała się podejrzanie równa. Szkoda, że nikt nie zwrócił uwagi na fenomenalnie odwzorowany luk podwozia...
Malowanie. Wybrałem jedną z opcji pudełkowych, czyli maszynę o wlanej nazwie „Ding Hao!" Ładne malowanie i bardzo ciekawa historia. Ponieważ swego Mustanga w tym właśnie malowaniu skleił już wcześniej Marcin Ciepierski, projektant modelu, założyłem sobie, że mój Mustang będzie wyglądać nieco inaczej. Będzie miał nieco bardziej zróżnicowaną powłokę lakierniczą. Zacząłem od pokrycia modelu ciemnym preshadingiem, zaś niektóre panele dodatkowo rozjaśniłem. Podstawowe kolory kamuflażu (używałem lakierów Bilmodelu) także nieco modyfikowałem rozjaśniając je delikatnie lub przyciemniając. Powinny być zdjęcia, ale czasem w życiu modelarza pojawia się coś takiego jak amok, przez co człowiek klei dopóki mu się części nie skończą.
Dokładnie tak było w moim przypadku, no prawie tak było, że osłonę kabiny i kilka drobiazgów zamierzałem zamontować dopiero na samym końcu. A na forum dalej dyskusja trwała w najlepsze, zaczynałem pomału wierzyć w to, że sklejam najgorszy model wszechczasów. Potem jednak, jeden z głównych krytykantów dostał Bana, a dyskusja piekielnym ogniem rozgorzała na innym forum, na szczęście jego użytkownicy mieli więcej zdrowego rozsądku.
Końcówka prac to oczywiście standardowa procedura, czyli sidolux, kalki werniks i ślady eksploatacji. Te ostatnie ograniczyłem do okopceń przy rurach wydechowych i karabinach maszynowych. Dodałem też kilka odprysków lakieru w okolicach kokpitu i paneli luków karabinów, przykrzyłem także trochę podwozie. Warto też nadmienić, że kalkomanie położyły się bezproblemowo, Techmod po raz kolejny zrobił dobrą robotę.
Po ośmiu dniach pracy Mustang był gotowy. Zaznaczam po ośmiu dniach klejenia dla przyjemności, na luzie. Przez te osiem dni modelarskiej przyjemności utwierdziłem się w tym co napisałem w recenzji, jest to najlepszy model Mustanga B/C z jakim miałem do czynienia i przewyższa modele produkcji japońskiej. Ten stan rzeczy w pełni potwierdziły porównania Mustanga z Arma Hobby z zestawami z Hasegawy, Temiyi, Italeri i kilku innych producentów. Model Mustanga z Army jest poprawny bryłowo, dobrze detalowany i jeszcze lepiej spasowany. Pomimo sporej liczby drobnych detali nie powinien sprawić wrażenia nawet średnio doświadczonemu modelarzowi, oczywiście takiemu, który więcej czasu spędza w modelarni a nie przed komputerem. Co do błędów, jakie wytknięto Mustangowi z Arma Hobby, to proponuję leciwy dość zestaw Matchboxa, nie ma zapadlisk na kadłubie, nie ma krzywego bieżnika na oponach, nie ma także problemów ze sprzętem radio. Zresztą po sklejeniu ledwo co widać. Co prawda Matchbox to wersja D, ale graba sobie można dolepić np. z plasteliny. Trzeba też zaklajstrować jedną parę karabinów maszynowych, bo się liczba nie będzie zgadzać. Zestaw Matchboxa oczywiście posiadam w swych zbiorach, ale brutalnie nie zamierzam się z nim obchodzić, czasem biorę go do ręki i wspominam dawne czasy, a szata graficzna pudełka to moim zdaniem najładniejsza jaką opracowano. Konkurencją dla niej może być jedynie Arma Hobby.
Po raz kolejny sporo uwagi poświęciłem temu, w jaki sposób polskich producentów traktuje się na rodzimym modelarskim podwórku. Zazwyczaj pozwalam sobie na drobne podśmiewywanie się z tej kompletnie dla manie absurdalnej sytuacji. Tak byłoby i tym razem, gdyby nie to, że całą awanturę wokół Mustanga z Arma Hobby próbowano przenieść na nasze social media. Pod recenzją Mustanga na profilu KPM-u pojawił się obraźliwy komentarz o recenzjach po znajomości i moim poziomie jako recenzenta. Ponieważ atak był wymierzony bezpośrednio we mnie odniosę się do niego w tym miejscu. Domyślam się kto za tym stoi, ale że nie ma 100% ej pewności nie będę nikogo wskazywał ad persona. Wpis zresztą został od razu usunięty przez naszego administratora, który uznał, że jego autor ma większą niż ja wprawę w pisaniu bzdur, więc nie ma co wdawać się w dyskusję. Zniży do swego poziomu i pobije doświadczeniem. Tak będzie za każdym razem, kiedy ktoś będzie próbował w naszej przestrzeni obrażać, kogokolwiek z kim się przyjaźnimy lub współpracujemy. Nie pozwolimy na to. Takie wpisy od razu będą kasowane bez podania przyczyny. Tyle w temacie.
Podziękowania dla Arma Hobby za udostępnienie modelu na potrzeby relacji.
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski