Model:
- AJM Models - HMS Argus 1918 - model testowy
Kleje:
- cyjanoakrylowe (żel i rzadki)
Farby:
- Bilmodelmakers, Vallejo, Italeri, AK Interactive
Chemia modelarska:
- Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter
- Sidolux,
- Matt Verniks - Vallejo
- kredki AK Interactive
Budowa modelu testowego brytyjskiego lotniskowca HMS „Argus” nie różniła się właściwie niczym od moich poprzednich projektów realizowanych wspólnie z firmą AJM Models, ani pod względem samego klejenia jak i malowania. Można powiedzieć, że to właściwie powielenie tego z czym zetknąłem się podczas prac nad HMS „Campania”. Różnice wynikały jedynie z konstrukcji okrętu oraz schematu kamuflażu.
Dlatego też postanowiłem szczegółowo nie opisywać samego procesu budowy i malowania, prezentując na zdjęciach najważniejsze jej etapy. Wiadomo, że zanim zacząłem, musiałem przemyśleć poszczególne etapy prac, głównie podjąć decyzję, co zostanie sklejone w całość przed malowaniem, a co dopiero po jego zakończeniu.
Zdecydowałem się, że osobno pomaluję pokład startowy z zamocowaną konstrukcją do wyhamowywania lądujących samolotów, obudowy podnośników lotniczych, szaloną konstrukcję odprowadzającą spaliny, uzbrojenie, osprzęt ratunkowy oraz całą gamę drobiazgów, których osobne fotografowanie uznałem za kompletnie zbędne.
Do sporego, klockowatego kadłuba przykleiłem natomiast pomost bojowy, nadbudówkę na śródokręciu, większość kratownicowej konstrukcji, na której opierał się pokład startowy, żurawie na rufie oraz trochę drobiazgów na burtach, gdyż uznałem, że przyklejenie ich na farbę nie zapewni dostatecznie mocnej spoiny. Mogłem się już cieszyć widokiem sylwetki okrętu przykładając z góry pokład startowy. Przypominał on gigantyczną deskę do prasowania.
Początkowo miałem ambitny plan pomalowania całego kamuflażu przy pomocy aerografu i szablonów, ale perspektywa doklejania tego wszystkiego, co mogło się po odłamywać podczas maskowania zweryfikowała moje plany. Model pomalowałem tak, jak swego czasu malowałem „Campanię”. Najpierw cały model pokryłem natryskowo kolorem bazowym, a potem za pomocą pędzelków retuszerskich zabrałem się za odtwarzanie kamuflażu zwanego „dazzle camouflage”, „dazzle painting” lub „razzle dazzle” w US Navy. To wariackie malowanie zostało stworzone przez brytyjskiego artystę plastyka Normana Wilkinsona oraz zoologa Johna Grahama Kerra. Duży wpływ na rozwój tego swoistego kierunku sztuki miała także twórczość Pablo Picasso oraz innych artystów reprezentujących kubizm.
Po dwóch dniach osiągnąłem efekt taki, jak widać na zdjęciach. Oczywiście w takim wypadku poprawki i retusze to norma, ja musiałem też zmienić odcień koloru błękitnego, po prostu był niewłaściwie dobrany. Jakoś się z tym jednak uporałem, nie wiem czy Picasso byłby ze mnie dumny, ważne jednak, że osiągnąłem efekt, który zadowalał zarówno mnie, jak i Michała z AJM Models. Dodam na koniec, że malowanie pokładu i położenie washa pomiędzy deski, to już był spacerek po parku.
Potem nastąpił najprzyjemniejszy etap budowy modelu, czyli montaż całego wyposażenia pokładowego. Zamontowałem system odprowadzania spalin, obudowy podnośników samolotów, a potem mogłem wypełniać przestrzenie na pokładach przygotowaną uprzednio drobnicą, żywiczną i fot trawioną. Ktoś oczywiście może spytać, czy to wszystko będzie widoczne po zamontowaniu pokładu startowego? Odpowiadam, że wbrew pozorom tak, przez ażurową konstrukcję na której spoczywa pokład startowy bardzo dużo widać.
Kiedy wszystkie drobiazgi znalazły się na swoich miejscach, zamontowałem pokład startowy. Ponieważ model jest doskonale spasowany, nie było z tym praktycznie żadnego problemu. Mogłem też zacząć testować różne ustawienia samolotów pokładowych, które kleiłem też w tak zwanym międzyczasie. Robiłem po dwa, trzy nie więcej. W sumie powstało ich osiem, ale jak ktoś chce może wykorzystać całą dwunastkę. Mi tyle wystarczyło w zupełności.
W końcu zdecydowałem się na pokazanie dramatycznego lądowania pary rozpoznawczych Stutterów, jeden nie wyhamował i wpadł w konstrukcję do łapania samolotów, drugi właśnie dotyka kołami pokładu. Pozostałe samoloty ustawiłem w przedniej części pokładu. Taki "Top Gun" AD 1918. Oczywiście po uprzednim pomalowaniu i oklejeniu kalkomaniami. Okleiłem także nimi i sam lotniskowiec. Zanim to jednak nastąpiło, dokleiłem także to wszystko, co zostało do zamontowania, czyli szalupy i motorówki, siatki wokół pokładu, maszty i flagsztoki, po czym pokryłem model konkretną warstwą Sidoluksu.
Zabieg ten miał dwa cele – uzusy kanie dobrego podkładu pod kalkomanie oraz wyrównanie powierzchni przed pokryciem całego modelu matowym werniksem. To był właściwie ostatni etap prac nad modelem, zostało tylko wykonanie imitacji rdzawych zacieków w kilku miejscach na kadłubie, wymalowanie kloszy reflektorów i ustawienie modelu na podstawce imitującej powierzchnię wody. Wzorowałem się na zdjęciu znalezionym w Internecie, na którym okręt płynie z pełną prędkością. Tak najbardziej lubię pokazywać swoje modele.
W ten sposób budowa dobiegła końca. Model to typowy produkt AJM Models, doskonale i szczegółowo opracowany. Jednocześnie bardzo techniczny, do jego budowy trzeba mieć trochę doświadczenia z żywicznymi mikromodelami okrętów. Będzie się trzeba trochę pomęczyć, ale uzyskany efekt na pewno ten trud i pracę wynagrodzi. Producentowi można zatem pogratulować kolejnego ciekawego i oryginalnego modelu w ofercie.
Dziękuję firmie AJM Models za udostępnienie modelu na potrzeby relacji
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski