Model:
•Mikrostocznia – HMS Victory
Kleje:
•cyjanoakrylowe – 4 Fox Hobby
Farby:
•Vallejo, Hataka
Mikromodele okrętów z epoki żagla oferowanych w skali 1/1200 przez firmę Mikrostocznia przedstawialiśmy nie tak dawno, później Kolega Artur pokazał rewelacyjnie wykonany model Szebeki tego producenta. Postanowiłem zatem zmierzyć się z jednym z pierwszych modelu Mikrostoczni, czyli słynnym liniowcem adm. H. Nelsona – HMS Victory.
Przystępując do budowy wiedziałem już, że kilka rzeczy zrobię po swojemu, trochę tez dodam do tego, co przewidział producent. Model był przeznaczony do gier bitewnych, więc musiał być solidnie zbudowany, żeby znosić ciągłe przestawianie po planszy rozgrywki. Mój Victory miał być modelem typowo redukcyjnym, więc odporność nie była aż tak potrzebna, przydałaby się jednak większa wierność z oryginałem. Miałem na to kilka pomysłów.
Budowę zacząłem oczyszczenia kadłuba, a dokładnie jego linii wodnej z nadlewek z żywicy i nawiercenia otworów pod maszty. Do ich wykonania producent przewidział pręty węglowe. Ja wykorzystałem je do wykonania jedynie kolumn i steng. Brmastęgi i reje powstały ze szpilek. Dołożyłem także marsy na górnych kondygnacjach masztów ( nie wiem jak to się fachowo nazywa). Po ich wyschnięciu przykleiłem je do pokładu. Piękną sylwetkę liniowca było już widać.
Mogłem zabrać się za malowanie modelu. Tradycyjnie zacząłem od podkładu w sprayu, a potem pomalowałem swoją miniaturę. Malowałem przy pomocy retuszerskich pędzli, wzorując się na zdjęciach oryginału. Miałem też w pamięci czasy szkolne i budowę liniowca w oparciu o plany z Małego Modelarza.
Takielunek zawsze jest jednym z najważniejszych elementów każdego modelu żaglowca i to jego wykonanie w dużej mierze decyduje o ostatecznym wyglądzie budowanej repliki. W przypadku mojej miniatury postanowiłem poeksperymentować z prętami polistyrenowymi. Zrobiłem sobie zapas takich prętów różnej grubości w kolorach czarnym i brązowym. Z tych ostatnich wykonałem olinowanie stałe, zaś z czarnych takielunek ruchomy. Musiałem niestety odpuścić sobie wykonanie wantów z wyblinkami, ale bałem się, że mogę popełnić jakiś błąd, który zepsuje mi cały efekt. Do przyklejania olinowania używałem rzadkiego kleju cyjanoakrylowego, przy czym odcinki prętów przyklejałem, tak aby naddatek wychodził w takim miejscu, żeby można go było łatwo odciąć za pomocą żyletki.
W ten sposób dobrnąłem do momentu, w którym trzeba było postawić żagle. Tutaj także postanowiłem zaingerować nieco zestaw fabryczny i nie robić żagli z materiału nasączanego żywicą, tylko chusteczki higienicznej nasączonej białą farbą. Na przygotowany odpowiedni kawałek, ołówkiem naniosłem imitację brytów płótna. Potem wycinałem żagle według szablonów z instrukcji i przyklejałem w odpowiednich miejscach na rejach.
Końcowy etap prac to wykonanie reszty olinowania ruchomego, które mogło być bardziej szczegółowe, gdybym więcej czasu poświęcił analizie takielunku ruchomego okrętów z początku XIXw. oraz bandery – kalkomanie z innych zestawów. Gotowy model tradycyjnie umieściłem na podstawce imitującej fragment powierzchni morza.
Zatem mój maleńki HMS Victory dostojnie pruje fale pod pełnymi żaglami. Przygada z tym modelem okazała się niezwykle udana. Modelik ma w sobie bardzo duży potencjał i można z niego spokojnie wykonać bardzo szczegółową replikę. Także wielkie słowa uznania dla całej ekipy z Mikrostoczni. Na zakończenie drobna sugestia na przyszłość. W takich modelach jak ten przydała by się fototrawiona blaszka z wantami oraz paroma drobiazgami, które mogłyby uatrakcyjnić i uszczegółowić cały zestaw. Mam tu na myśli takie detale jak dziobnica, galeria rufowa czy pokłady szalup. Wiem, że dołączenie czegoś takiego do zestawu zależy od wielu czynników, ale może w przyszłości? Niemniej HMS Victory z Mikrostoczni to model wart polecenia, przyjemny w montażu i efektownie wygląda po sklejeniu.
Dziękuję producentowi, firmie Mikrostocznia za udostępnienie zestawu na potrzeby relacji
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski