Drukuj

ROZKAZ: ODNALEŹĆ LATHAMA! Diorama morska, skala 1/72

Pomysł wykonania dużej dioramy morskiej w skali 1/72 miałem już dawno, co jakiś czas trafiałem w necie na takie produkcje. Jjednak nie był realizowany z prostej przyczyny, co z nią potem zrobić? Odżył dopiero, kiedy zacząłem budować modele dla Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu. Diorama taka w mojej ocenie dobrze by wyglądała w takim miejscu i nikomu by nie przeszkadzała w normalnym życiu. Trzeba się zatem było zastanowić, co ona miała przedstawić, musiało być to zdarzenie które rzeczywiście miało miejsce. Wybór padł zatem na akcję ratunkową na Bałtyku z 29 czerwca 1926r. Wtedy jedna z łodzi latających Latham 43 HB 3 lecąc na spotkanie wracającego z wizyty w Estonii na pokładzie jednego z polskich okrętów wojennych Prezydenta Mościckiego przymusowo wodowała na Bałtyku z powodu gęstej mgły. Lotnicy spędzili dobę na morzu na pokładzie uszkodzonego i zaczynającego tonąć samolotu, zanim zostali odnalezieni przez jeden z polskich torpedowców wracających z wizyty kurtuazyjnej w Danii. Lotnicy zostali uratowani, ocalała również łódź latająca, wróciła na holu za torpedowcem najpierw do Gdyni, a później do Pucka, gdzie po remoncie wróciła do służby. Celowo nie podałem nazwy torpedowca, gdyż jedne źródła podają, że był to ORP Kujawiak, inne zaś, że był to ORP Podhalanin. Nie ma również bliższych danych co do konkretnego egzemplarza łodzi latającej Latham, która przeżyła te groźną przygodę. To jednak nie zniechęciło, wcześniej przy budowie modeli na wystawę o MDLocie byłem zdany na pewną dowolność z uwagi na niewielką ilość materiałów źródłowych. Postanowiłem pokazać moment podania holu z torpedowca na łódź latającą.
 Grafika komputerowa: Sebastian Spiton Pitoń
Jako materiał wyjściowy posłużył mi kartonowy model ORP Podhalanina firmy Quest 2 oraz Plany Modelarskie ORP Kujawiaka. Model Lathama wykonałem w oparciu o żywiczny zestaw podkrakowskiej firmy Choroszy Modelbud, zaś figurki marynarzy i lotników powstały z zestau Revella z załogą U-boota i moich starych zbiory żołnierzyków.

Pierwszą kwestią było powiększenie siatek wycinanki ze skali 1/200 do skali 1/72 Przyjąłem następujący przelicznik: 200 : 72 = 2,77.....8, czyli po zaokrągleniu 2,77. O tyle należało powiększyć elementy modelu. Ponieważ kopiarki powiększają lub pomniejszają kopiowany obraz w oparciu o dane procentowe, należało przyjąć, że siatki należy powiększyć 277%. Tak zatem zrobiłem otrzymując w rezultacie trzy arkusze w formacie A1. Potem musiałem sobie przypomnieć jak to było w dawnych czasach z Małym Modelarzem, ostatni model kartonowy popełniłem dobre 15 lat temu.
W głowie i w rękach jednak coś pozostało, po kilku dniach pracy z kartonu po psim żarciu uzyskanym w supermarkecie stworzyłem szkielet kadłuba, a potem z kartonu , papieru i temu podobnych surowców przez kilka kolejnych tygodni powstawał z niego kadłub i jeszcze później nadbudówki. Początkowo powstały tylko surowe bryły, których nie przykleiłem do pokładu.
Potem przyszła pora na detale. Łączyłem z sobą patenty znane z modelarstwa plastikowego z technikami typowymi dla modeli kartonowych. Moim ulubionym surowcem przy drobnych detalach jest papier milimetrowy. Po podklejeniu kawałkami tektury o różnej grubości można wycinać z niego nawet najdrobniejsze elementy, takie jak pokrywy, zawiasy czy trapy. Można go również używać nie podklejonego, w zależności od tego co zamierzamy zrobić.
Do klejenia używałem Vicolu i kleju CA, kiedy zaszła konieczność połączenia kartonu z drutem, blaszką, kawałkiem tworzywa itp. Sam model nie grzeszył co prawda dobrym spasowaniem elementów i czasem trzeba się było pogimnastykować, to i owo wykonać od podstaw, uzyskany efekt był całkiem niezły.
Kolejnym punktem programu było wykonanie dział 7,5cm, wyrzutnie torped oraz osprzętu pokładowego.
Korzystałem głownie z tego, co znalazłem w mojej modelarskiej rupieciarni. Klosz reflektora został zrobiony z opakowania po jakiś pigułkach, a obudowy kompasów z koralików wycyganionych od córek. W identyczny sposób powstały koła sterowe, busola i telegraf maszynowy.
Zanim przystąpiłem do malowania, poszczególne podzespoły modelu pokryłem podkładem w sprayu Tamiyi, gdzie trzeba ubytki uzupełniłem Mr. Surffacerem i szpachlówką w płynie. Podstawę stanowiły akryle Vallejo Model Air – Light Gray 71050, Scarlet Red 71003 oraz Black 71057.
Przyjąłem akurat taką kolorystykę gdyż nie ma jednoznacznie określonego standardu koloru szarego stosowanego w PMW w początkowych latach jej istnienia. Wiadome jest, że torpedowce zaopatrywały się w farbę na wyspie Holm w Wolnym Mieście Gdańsku. Farbą ta malowano...wagony kolejowe a nabywano ją w zamian za tytoń i koniak. Stąd tez uznałem, że każda wersja barwy jasno szarej będzie prawidłowa.

Samo przyklejanie pomostu i pozostałych elementów przebiegało spokojnie, należało tylko uważać, aby przykleić je zgodnie z osią symetrii okrętu i aby nie zostały zwichrowane w kierunku żadnej z burt. Powstałe w kilku miejscach szczeliny wypełniłem kilkoma warstwami szpachlówki w płynie i pomalowałem odpowiednimi kolorami. Przy okazji skończyłem „uzbrajać” model montując atrapy karabinów maszynowych Maxima.
Flaglinki i liny od anten radiowych wykonałem z żyłki wędkarskiej 0,4 mm i pomalowałem akrylem gun metal. Pozostałe, czyli wszelkie naciągi zdobiłem z nici krawieckiej nasączonej wikolem. Izolatory na antenach to krople płynnej szpachlówki Gunze. Sam schemat zaczerpnąłem z planów Kujawiaka, ten w instrukcji był nieco skromny w stosunku do zdjęć. Nie montowałem jedynie dziobowej i rufowej flagliny do wieszania gali banderowej, na pełnym morzu nie była potrzebna. Drabinę na przednim maszcie wykonałem przy pomocy wyplatarki do wantów dołączanej do modeli żaglowców. Można zatem było zmontować i wkleić na swoje miejsca ostatnie detale jakie pozostały czyli koła ratunkowe, kotwice, lampy pozycyjne i temu podobne detale.

Oczywiście nie mogło zabraknąć pozycji obowiązkowej czyli śladów eksploatacji. Zgodnie z obecnie panującą modą model powinien być zardzewiały, odrapany poobijany, a najlepiej pokryty grubą warstwą błota i kurzu, ...ups, zaraz, to nie czołg. W każdym razie powinien wyglądać jak ze stoczni złomowej. Po lekturze kilku książek, gdzie między innymi było opisane życie codzienne na polskich torpedowcach doszedłem stwierdziłem, że nie będę ulegać żadnej modzie – przekonał mnie do tego opis inspekcji admiralskiej na jednej z kanonierek, gdzie załoga stanęła do raportu karnego po tym jak admirał znalazł w najciemniejszym kącie okrętu drewniany cebrzyk na którego rączce było ... trochę rdzy. W połączeniu z faktem, że torpedowce akurat wracały z kurtuazyjnej wizyty w Danii przesadne dobijanie modelu nie miało żadnego sensu. Postanowiłem zatem, że mój Podhalanin dostanie w kilku miejscach delikatne rdzawe zacieki i trochę rdzy na kotwicach oraz delikatny wasch z szarej farby w kilku miejscach na pokładzie.

Na samym końcu wkleiłem dwie największe marynarskie świętości czyli banderę, znak dowódcy okrętu, dzwon okrętowy i ....łańcuchy kotwiczne oraz liny cumowinicze. Surowiec do nich zdobyłem akurat w tym czasie. W ten sposób zakończyłem pierwszy etap prac nad dioramą.

Następnym etapem była budowa modelu ciężkiej łodzi latającej Latham 43 HB 3. Pierwszy raz miałem do czynienia z produktami z firmy Choroszy Modelbud, ale do budowy przystępowałem bez obaw bo wiele czytałem i słyszałem o znakomitej jakości modeli tego podkrakowskiego producenta. Jedynym minusem był kompletny brak dokumentacji, w oparciu o którą mógłbym zwaloryzować wnętrze, ale w przypadku modeli samolotów z MDLotu to praktycznie norma i konieczne są pewne ustępstwa i kompromisy podczas budowy.

Klejenie zacząłem od wnętrza kadłuba, nie było z nim większych problemów, wszystkie elementy były dobrze spasowane z sobą. Mogłem przystąpić do malowania. Zasadniczy kolor wnętrza to płowożółty, standartowy kolor wnętrza samolotów produkcji francuskiej. Użyłem do tego emalii Revella, którą po wyschnięciu potraktowałem brązowym waschem. Malowanie wyposażenia to standard – małe pędzelki i akryle Vallejo. Mogłem wkleić całe wyposażenie w prawą połówkę kadłuba.

Klejenie z sobą połówek kadłuba odbyło się bez poważniejszych sensacji. Jedynie w dolnej części trzeba było szpachlować miejsce łączenia, gdyż powstała tam dość spora szczelina. Wklejanie płatów i usterzenia poziomego to właściwie formalność. W płatach nawierciłem otwory pod zastrzały i olinowanie. Tu już widać było dość spore jak na tę skalę rozmiary modelu.

Montaż gondol silnikowych i zastrzałów na których spoczywały była to dosyć skomplikowana operacja, należało bardzo uważać na zachowanie symetrii poszczególnych detali względem siebie. Potem obrobiłem górne krawędzie wszystkich zastrzałów pod odpowiednim katem, tak aby górny płat spoczywał na nich idealnie poziomo. Nie była to robota prosta łatwa i przyjemna, wklejenie tych kilku detali zajęło mi dwa wieczory. Wtedy wkleiłem również prądnice, po uprzedniej wymianie ich podstaw na trójnożne, tak jak w oryginale.
Następnie posklejałem wszystko co było mi potrzebne przy wklejaniu górnego płata, czyli sam górny płat i zastrzały. Żywiczne zastąpiłem wykonanymi od podstaw z polistyrenowej płytki. Chodziło mi o wyeliminowanie możliwości pęknięcia kruchych żywicznych strutsów pod ciężarem płata. Podobnie rzecz się miała z wspornikami bocznych pływaków, na których model miał się opierać po umieszczeniu na dioramie. Po przyklejeniu pływaków bocznych i wsporniki pomiędzy dolnym płatem a kadłubem i pod usterzeniem poziomym, czekała mnie druga trudna operacja czyli montaż górnego płata. Najpierw niezliczona ilość przymiarek, korekt, poprawek itp. Samo wklejanie płata zacząłem od przyklejenia go do środkowych zastrzałów nad silnikami. Mając góry płat na trwałe przytwierdzony do zastrzałów silnikowych mogłem wklejać pozostałe zastrzały, najpierw pary wewnętrzne, potem skrajne. Oczywiście wszystko w teorii wygląda w wspaniale, a w praktyce droga prze mękę. Dałem jednak radę po ciężkich bojach górny płat znalazł się na swoim miejscu.

Jeśli chodzi o kolorystykę polskich Lathamów to pewne jest jedynie to, ze nie ma nic pewnego. Nie ma wiarygodnych danych co do odcienia barwy jasno szaro niebieskiej stosowanej do malowania, stwierdziłem, że każdy odcień będzie poprawny, do malowania mego modelu postanowiłem użyć koloru z palety Vallejo Model Air. Procedurę malowania zacząłem od pokrycia modelu sprayem Tamiyi, a po wyschnięciu naniosłem właściwy kolor.
Następnie pomalowałem osłony silników i chłodnice oraz wykonałem olinowanie komory płatów. Użyłem żyłki wędkarskiej w kolorze czarnym. Silniki uzupełniłem o drobne przewody wykonane z drutu i plastikowych prętów i zagruntowałem je czarnym kolorem. Potem pomalowałem je właściwymi i przetarłem suchym pigmentem w kolorze czarnym. Po wyschnięciu umieściłem je w gondolach. Kalkomanie nałożyłem bez żadnych problemów, są doskonałej jakości.
Mogłem przystąpić do nanoszenia śladów eksploatacji. Najpierw kolorem bazowym z dodatkiem bieli przetarłem dolną część kadłuba i płatów. Chciałem w ten sposób uzyskać efekt różnicy odcieni widoczny na zdjęciach. Potem wszystkie powierzchnie kryte płótnem przetarłem francuskim CDL z palety Misterkita co miało imitować przetarcia i wypłowienie farby. Na kadłub naniosłem delikatny wasch z ciemnoszarej farby i na sam koniec zrobiłem imitacje różnej maści brudów cieniując w wybranych miejscach model suchym pigmentem Talena w kolorze rdzawo – brązowym.

Ostatnim etapem prac nad modelem Lathama było wykonanie, często od podstaw drobnych detali w większości na kadłubie. Tu warto spojrzeć na zdjęcia oryginałów, bo jest tego sporo i po ich wykonaniu model na prawdę zyskuje. Obrotnice do karabinów pomimo że za małe w stosunku do otworów w kadłubie, wykorzystałem oryginalne. Wkleiłem przy krawędziach otworów małe kawałeczki profili Evergeena (po trzy na otwór) i pomalowałem na czaro. Po założeniu obrotnicy są praktycznie nie widoczne.W ten sposób zakończyłem pracę nad drugim bohaterem mojej dioramy, mogłem się zabierać za jej kolejne składniki czyli załogi torpedowca i łodzi latającej.

Klejenie figurek zacząłem od załogi łodzi latającej. Postanowiłem stworzyć cztery własne figurki ze starych figurek pilotów z modeli Airfixa i pozostałych jeszcze z dzieciństwa kopii figurek żołnierzyków. Uzyskałem cztery pokraki w pilotkach wymagające jeszcze sporo pracy, jednak w takich pozycjach, mogłem je już umieścić kokpicie Lathama. Figurki pokryłem warstwa płynnej szpachlówki Gunze i wyrównałem wszelkie nierówności. Potem pomalowałem je odpowiednimi kolorami i wstępnie umieściłem w modelu, tak dla przymiarki, czekało mnie bowiem jeszcze cieniowanie i poprawki. Wykonałem je za pomocą farb dla artystów plastyków, nieudolnie kopiując patenty modelarzy figurkowych.
Wymalowałem również efekt ataku choroby morskiej jakiego doznał jeden z mechaników po przedawkowaniu racji żywnościowych przy wysokiej fali.

Mogłem zatem zabrać się za załogę Podhalaniana. Wykorzystałem zestaw figurek marynarzy niemieckich z Revella. Tu było łatwiej, bo figurki znakomitej jakości, kilku musiałem przerobić, bo nie chciałem aby identyczni kolesie stali obok siebie. Ostrą żyletką spiłowałem im również gapy i inne niemieckie insygnia. Następnie zagruntowałem je szaroniebieską emalią Humbrola. Po jej wyschnięciu pomalowałem odpowiednimi kolorami, posiłkując się zdjęciami z epoki, głownie ze starych wydań Miniatur Morskich. Kapitan i sygnalista zostali wyposażeni w dodatkowe gadżety w postaci megafonu i flag sygnałowych.
Na samym końcu figurki potraktowałem farbami olejnymi dla artystów plastyków i załoganci zostali wklejeni na swoje miejsca na pokładzie.

Podstawka to właściwie podstawa, bo diorama była odpowiednio efektowna, musiała mieć takie rozmiary, aby modele nie przytłaczały się wzajemnie. Stanęło na tym, że mój „akwen wodny” będzie miał wymiary 150x90 cm.
Zacząłem od rozplanowania wszystkiego na prześcieradle złożonym do odpowiednich wymiarów. Zasadnicze prace zacząłem od przyklejenia na odpowiednio przyciętą płytę pilśniową kasetonów ze styropianu. I wycięcia otworów w kształcie kadłubów modeli.

Kolejnym etapem było wykonanie imitacji fal morskich. Większe fale wykonałem ze styropianowym szkieletem, który zalałem silikonem i wymodelowałem za pomocą zwilżonej wodą z płynem do mycia naczyń łyżeczki. Małe fale to identycznie uformowany sam silikon. Fale po wyschnięciu pokryłem pogniecioną folią aluminiową. Zamocowałem ją przy pomocy kleju montażowego, stosowanego w budownictwie.
Po jego wyschnięciu całość pomalowałem turkusową farbą akrylową kupioną w Castoramie.
Potem zacząłem cieniowanie powierzchni mojego morza. Do tego celu użyłem farb Humbrola. Na początek całość pokryłem mocno rozcieńczoną, transparentną zielenią, której odcień najbardziej odpowiadał zieleni bałtyckiej, farba jednak musiała być transparentna. Następnie metodą suchego pędzla wtarłem kolejne odcienie – szarozielony, błękitny i błękitnobiały – te dwa ostatnie na grzbietach fal dałem gęściej, zaś w dolinach tylko w niektórych miejscach. Po wyschnięciu farby całość pokryłem płynem Steel Water z Vallejo. Na grzywy fal nałożyłem wynalazek o nazwie Snow&foam z Vallejo wymieszany z sodą oczyszczoną. Robiłem to kilka razy po sobie w różnych proporcjach. Wyszło znacznie lepiej.
Mogłem przykleić oba modele. DO wklejenia obu modeli użyłem kleju montażowego i silikonu. Po jego wyschnięciu musiałem uzupełnić wodę i fale w miejscach łączenia się modeli z dioramą. Ostatnie czynności to przerzucenie holu z okrętu na łódź latającą i umieszczenie dziennego znaku awaryjnego (dwie czerwone kule) na maszcie torpedowca.

Na tym zakończyłem trwające siedem miesięcy prace nad dioramą. Pod koniec marca 2009r. została ona przewieziona do siedziby MOW i zamontowana na ekspozycji poświęconej MDLot.
Na miejscu okazało się, że jest ona nieco zbyt duża w stosunku do przygotowanej gabloty i trzeba było ją wpasować, używając wielu barbarzyńskich narzędzi w tym nawet ...piły. Niektórzy twierdzili, że to nowy produkt Trumpetera. Przy jego pomocy obciąłem kawałek morza.
Wszystko jednak zakończyło się szczęśliwie. Mogę na pewno stwierdzić, że nie jest to moja ostatnia praca tego typu.

 

Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski
DMC Firewall is a Joomla Security extension!